O ile cła na stal i aluminium importowane do USA nie powinny Chinom specjalnie zaszkodzić, to nowe taryfy szykowane przez administrację prezydenta Trumpa są już konkretnie wycelowane w Państwo Środka. I na pewno nie zostaną bez odpowiedzi Pekinu.
W czwartek Donald Trump podpisał proklamację nakładającą 25-proc. cło na stal i 10-proc. na aluminium sprowadzane z zagranicy do Stanów Zjednoczonych. Przepisy wejdą w życie 23 marca. Na razie nowymi taryfami nie zostaną objęci eksporterzy z Kanady i Meksyku, możliwe są również kolejne wyłączenia. Regulacje na pewno uderzą w producentów z Państwa Środka, ale nie będzie to silny cios - zarówno stal, jak i aluminium wytwarzane za Murem są już obłożone bardzo wysokimi cłami, a wartość ich eksportu do USA systematycznie spada i w 2017 r. wyniosła poniżej 3 mld dolarów.
Jest to raptem 0,6 proc. z 506 mld dolarów przeznaczonych na dobra sprowadzone z Chin w ubiegłym roku. A Trump wielokrotnie obiecywał zmniejszenie gigantycznego deficytu Stanów Zjednoczonych (566 mld dol.), za który głównie odpowiadają głównie towary zza Muru (375 mld dol.). Dlatego eksperci wytykali prezydentowi USA, że cła na stal i aluminium niewiele w tej kwestii zmienią.
Tymczasem Trump zamierza wytoczyć potężniejsze działa i skierować je w stronę Pekinu. Jak donosi Reuters, urzędnicy z Białego Domu szykują nowe taryfy, tym razem specjalnie wymierzone w Chiny. Mają objąć sektor IT, elektroniczny oraz telekomunikacyjny i dotyczyć importu towarów wartego rocznie 60 mld dol. Inne źródło agencji wskazuje, że lista może być jeszcze dłuższa i objąć nawet 100 produktów. Trump podobno usłyszał początkowo kwotę 30 mld dol. i nie był z niej zadowolony, więc nakazał jej zwiększenie.
Taka kwota to już nie przelewki, nawet dla największego eksportera świata, więc można się spodziewać, że wprowadzenie sankcji w proponowanym obecnie kształcie spotka się ze stanowczą odpowiedzią Pekinu. Która pewnie wywoła retorsje ze strony Amerykanów itd. A to oznacza wojnę handlową między dwoma największymi gospodarkami świata i na pewno odbije się na reszcie globu.
Rzecznik MSZ Chin Lu Kang powtórzył w środę na konferencji prasowej stanowisko chińskiej dyplomacji, że Pekin podejmie stanowcze kroki, by bronić swoich interesów handlowych. Retorsje mogą uderzyć m.in. w farmerów z USA eksportujących za Mur soję czy wołowinę, a także amerykańskie firmy działające w Chinach.
Trump ma rację, Chiny grają nie fair
Trump ma jednak rację, twierdząc że Chiny grają nie fair. Państwo Środka, wbrew głoszonej retoryce, wcale nie jest czempionem wolnego handlu. Chiński model rozwoju zakłada dużą rolę państwa w gospodarce. Pekin prowadzi bardzo aktywną politykę, m.in. wspierając dotacjami i tanim kredytem niektóre branże, dzięki czemu firmy mogą sprzedawać produkty za granicą poniżej kosztów wytworzenia, oraz twardo wykorzystując taryfowe i pozataryfowe instrumenty polityki handlowej, tj. cła, skomplikowane procedury czy restrykcyjne normy sanitarne.
Sztandarowym przykładem są ograniczenia w imporcie samochodów: Chiny nakładają na auta sprowadzane z zagranicy cło w wysokości 25 proc., Amerykanie - tylko 2,5 proc.. Na tę dysproporcję skarżył się ostatnio Elon Musk, twórca Tesli. Międzynarodowe koncerny przenoszą zatem produkcję do Chin, by uniknąć
wysokiego cła, ale nie tracą też wiele przy eksporcie do Stanów. Dodatkowo sprzedaż na krajowym rynku jest obciążona VAT-em, a eksport nie (podobnie jak w wielu innych krajach świata, w tym Polsce). USA nie stosują VAT-u, a inne podatki sprzedażowe są znacząco niższe niż chiński VAT.
Kraj za Murem jest ponadto jednym z najbardziej zamkniętych na zagraniczne inwestycje krajów świata. Zagraniczny kapitał nie może inwestować na rynku medialnym, znacząco ograniczone są także możliwości na rynkach usług telekomunikacyjnych, finansowych czy prawnych. W wielu branżach, m.in. motoryzacyjnej, inwestorzy muszą zakładać spółki joint venture z lokalnymi partnerami i mogą posiadać maksymalnie 50 proc. udziałów w tych podmiotach.
Obecnie Pekin może być skłonny powoli rezygnować z ochraniania państwowych przedsiębiorstw, ponieważ w ostatnich kilkunastu latach wypracowały one bardzo silną pozycję i nie są skazane na utratę dominującej pozycji po wejściu na rynek zagranicznych inwestorów. Pole do ustępstw zatem się pojawiło i może otworzyć Chinom drogę do uniknięcia poważniejszych ceł, a Trumpowi dać poczucie osobistego zwycięstwa w walce, by "Amerykę znów uczynić wielką".
Maciej Kalwasiński