Kup subskrypcję
Zaloguj się

Jeśli ten scenariusz się spełni, Polska zarobi grube miliardy. Ceny złota mogą się podwoić

W dobie masowego dodruku pieniądza, rajdów na kryptowalutach i ruszającej z kopyta inflacji, prognoza wzrostu ceny złota o 100 proc. do końca 2030 roku wcale nie musi szokować. Partnerzy Incrementum, firmy inwestycyjnej z Luksemburga w swoim corocznym raporcie "In Gold We Trust" uważają, że realny jest poziom 4,8 tys. dol. za uncję złota za dziewięć lat. Jeśli inflacja będzie wyższa, może się skończyć nawet na 8,9 tys. dol.

Prezes NBP prof. Adam Glapiński prezentuje jedną ze sztab polskiego złota
Prezes NBP prof. Adam Glapiński prezentuje jedną ze sztab polskiego złota | Foto: Materiał partnera

4,8 tys. dol. za uncję złota w 2030 roku. Taka jest dość szokująca prognoza dwóch partnerów firmy inwestycyjnej Incrementum AG z Luksemburga w corocznym raporcie "In Gold We Trust 2021" ("W Złocie Nasza Nadzieja"). Dlaczego "szokująca"? Bo obecnie złoto notowane jest po 1,86 tys. dol. za uncję.

Co więcej, analitycy w raporcie wskazują, że to scenariusz na względnie niski wzrost inflacji. Ale jeśli wzrost cen konsumpcyjnych nie będzie powolny, to co wtedy? W raporcie podano na taką okoliczność cenę uncji aż 8,9 tys. dol. za dziewięć lat.

Ostatnio do uzupełniania złota w skarbcu przystąpiła nawet Japonia, która w tym wieku jeszcze nie kupowała. W marcu Bank Japonii nabył 80,8 ton, co stanowi wyłom w wieloletniej praktyce do unikania złota stosowanej przez największe gospodarki świata z wyjątkiem Chin.

Polska w latach 2018-2019 kupiła 125,7 tony złota za około 5,4 mld dol. Obecnie ta sama ilość warta jest 8,2 mld dol. Jeśli cena złota dojdzie do 4,8 tys. dol. za uncję, to wartość dokupionego kruszcu wzrośnie do 21,2 mld dol., a jeśli złoto osiągnie cenę 8 tys. dol. - do 35,5 mld dol. Transakcje NBP dadzą więc około 30 mld dol. zysku, jeśli spełni się najbardziej optymistyczny scenariusz luksemburskiej firmy inwestycyjnej. NBP większość swoich zysków, nawet niezrealizowanych wypłaca budżetowi, starczyłoby więc na kilka lat finansowania 500 plus oraz 13 i 14 emerytury.

Dekada inflacji?

Wielu uczestników rynku jeszcze nie dostrzega monetarnej zmiany klimatu. W ostatnich miesiącach rynki konsekwentnie reagowały na wyższe niż oczekiwano dane o inflacji przy rosnących zyskach i spadających cenach złota w krótkim okresie. To odzwierciedla oczekiwanie, że inflacja będzie skutecznie zwalczana przez banki centralne i pozostanie zjawiskiem przejściowym. [...] Nie zgadzamy się z tym

- wskazują Ronald Stöferle i Mark Valek w opracowaniu.

- Prawdopodobieństwo, że ta dekada zapamiętana będzie jako dekada inflacji wzrosło ostatnio istotnie - komentuje Mark Valek.

W okolicznościach rosnących dynamicznie w ostatnich dwóch miesiącach cen konsumpcyjnych takie słowa brzmią szczególnie mocno. Dlaczego analitycy uważają, że bankom centralnym nie uda się powstrzymać inflacji?

Monetarna zmiana klimatu

"Efektem ubocznym monetarnej zmiany klimatu jest niemal nieograniczona fala płynności, która zalewa rynki od początku pandemii Covid-19 i to już powoduje zauważalny wzrost zarówno poziomu cen aktywów, jak i poziomów cen konsumpcyjnych. Prawdopodobnie jedną z najbardziej dramatycznych konsekwencji nowego klimatu monetarnego będzie renesans inflacji cen konsumpcyjnych. Naszym zdaniem obecnie jesteśmy tylko we wczesnych stadiach tego inflacyjnego wzrostu" - oceniają analitycy.

Jak podają, w narracji banków centralnych inflacja jest tylko przejściowa. Przytaczają słowa członka Fed, Christophera Wallera: - Niezależnie od tymczasowego wzrostu inflacji, jaki teraz obserwujemy, nie będzie to trwało długo - powiedział ostatnio Waller. Te same treści można usłyszeć w wypowiedziach prezesa Jerome Powella i prezes Europejskiego Banku Centralnego Christine Lagarde. Luksemburscy analitycy uważają jednak, że zbliżamy się do "punktu wrzenia".

W ich ocenie siły inflacyjne są teraz jednak silniejsze niż te deflacyjne i wahadło inflacyjne cofnęło się do ubiegłego roku.

"Jednym z oczywistych powodów silnie rosnących stóp inflacji w nadchodzących miesiącach jest historyczny wzrost podaży pieniądza M3 w wielu częściach świata. Kolejny punkt do zrozumienia, dlaczego inflacja będzie z nami na dłużej jest rozwój prędkości pieniądza" - czytamy w raporcie.

Zobacz też: Inflacja przyśpieszyła. Te ceny nakręcają spiralę

Wskazują, że zaufanie ludzi do tego, że sytuacja się normalizuje, powoli wraca i to właśnie będzie czynnik, nakręcający wzrost cen.

- Banki centralne musiałyby wycofać płynność z układu w miarę zanikania niepewności i wzrastania prędkości krążenia. Moim zdaniem jednak, to że to zrobią, jest tak samo prawdopodobne, jak to, że holenderski narciarz wygra słynny zjazd alpejski wyścig w Kitzbühel w Austrii - ocenia Ronald Stoeferle.

Kiedy złoto będzie drożeć?

Dlaczego w takim razie złoto wciąż porusza się jednak w fazie konsolidacji i nie rośnie? Analitycy wskazują na wzrost stóp zwrotu z amerykańskich obligacji.

"W sierpniu 2020 r. krzywa rentowności zaczęła się odwracać na długim końcu, tworząc znaczące przeciwne wiatry dla cen złota. Wydaje się, że cena złota już zaczyna jednak dyskontować średnioterminowe podwyżki stóp" - oceniają.

Zobacz też: Inflacja jednym z największych zagrożeń na świecie. Cena złota osiąga rekordowe poziomy

Zgodnie z ich wiedzą w przeszłości cena złota radziła sobie dobrze również w czasie wzrostu nominalnych rentowności papierów dłużnych, ale szczególnie jeśli inflacja rosła szybciej niż stopy procentowe. Uważają, że w krótkim okresie rosnące rentowności obligacji rządowych osłabiają złoto, ale tylko do czasu aż będzie jasne, jak inflacja będzie się rozwijać.

"Kiedy uczestnicy rynku zdadzą sobie sprawę z tego, że realne stopy procentowe pozostaną na niskim poziomie, a nawet później spadną - mimo wzrostu nominalnych rentowności - hossa złota powinna być kontynuowana" - oceniają.

Wskazują, że rosnące rentowności obligacji już wywołują nerwowość na rynku, jak w marcu, kiedy rentowności 10-letnich amerykańskich obligacji skarbowych wzrosła do ​​1,75 proc.

Według oceny analityków coraz więcej banków centralnych będzie zmuszonych do wdrożenia polityki jawnej lub niejawnej kontroli krzywej dochodowości. "Byłoby to równoznaczne z luzowaniem ilościowym bez ograniczeń ilościowych. Banki centralne musiałyby obiecać, że kupią tyle obligacji rządowych, ile będzie trzeba do ograniczenia rentowności" - opisują analitycy.

Cztery największe banki centralne: Fed, EBC, Bank Japonii i Ludowy Bank Chin w XXI wieku skupiły się na poligrafii. Łączne aktywa tej czwórki przekroczyły w kwietniu 29 bilionów dolarów - podaje serwis yardeni.com. Jeszcze rok temu było to około 20 bilionów, a dziesięć lat temu - 11 bilionów. Te liczby pokazują skalę dodruku, który przeznaczany jest na skup obligacji rządowych, dzięki czemu rządy mogą wlewać pieniądze na ratunek gospodarki przed kryzysem.